Internetowe Forum Archiwalne > Archiwizacja materiałów cyfrowych i digitalizacja analogowych
Strony www instytucji państwowych a e-dok
Kajetan Wojsyk:
--- Cytat: "Wojciech Woźniak" ---Jak rozumiem nie ma mowy o sytuacji dublowania się treści w dwóch formach: papierowej i elektronicznej? Jeśli elektronicznie to z pełnymi, wymaganymi metadanymi a papier na przemiał? No ale to można zastosować tylko w odniesieniu do dokumetacji wytwarzanej pod rządami odpowiednich przepisów, które dopiero wejdą w życie (za 5 chyba miesięcy). A jakoś nie wierzę, żeby ten czy inny urząd miasta dał się namówić na uzupełnianie metadanych jeśli do wyboru będzie miał możliwość przekazania tylko dokumentacji papierowej. I zapewne odżałuje pracę włożoną w digitalizację owych protokołów sesji...
--- Koniec cytatu ---
Sprawa uzupełniania metadanych nie jest taka skomplikowana ani pracochłonna jak się może wydawać. W moim urzędzie (Urząd Miasta Częstochowy) od paru lat stosowany jest elektroniczny obieg dokumentów, w którym część metadanych dopisywana jest automatycznie przez system. Nikt nie może skorzystać z aplikacji, jeśli się wcześniej nie zalogował z wykorzystaniem własnego hasła (które z kolei każdy utrzymuje w tajemnicy, bo wcześniej podpisał stosowne oświadczenie, że przyjął do wiadomości politykę bezpieczeństwa z wszystkimi jej skutkami). System "wie" zatem, kto i kiedy (data, czas) się zalogował. Inne rzeczy opierają się o słowniki - cała struktura organizacyjna, RWA, nazwiska i stanowiska pracowników są wprowadzone do systemu. Po zalogowaniu się system "wie" więc także w jakiej komórce organizacyjnej i na jakim stanowisku pracuje osoba, która cokolwiek w systemie robi. Jeśli owa osoba stworzy dokument, system opisze to stosownymi metadanymi. Żeby nie rozwadniać tematu i nie prowadzić długich wywodów (szkoda czasu, szkoda życia) powiem, że prezydent najzwyczajniej w świecie wyraził swoją wolę w tej kwestii (tzn. sam zaczął korzystać z systemu i zakomunikował to podległym pracownikom). "Jaki gazda, taka jazda...". System istnieje, z faktami się nie dyskutuje. Archiwa jutra powstają dzisiaj. To co dzisiaj chcemy zachować dla przyszłych pokoleń, musi być w swej istocie niezniszczalne. To jak ciało i niesmiertelna dusza. Ciało (papier) ulega zniszczeniu, a dusza (treść) może istnieć nawet bez stałego nośnika, gdyż może się przenosić z jednego, chwilowego nośnika na inny. W religiach wschodu jest to reinkarnacja, dla miłośników muzyki jest to przenoszenie (tzw. przegrywanie) melodii z oryginału (np. wykonanie utworu na koncercie) na kolejne nośniki (pierwsze nagranie studyjne), płyta analogowa, potem CD, potem MP3 player, potem coś (nie wiem jeszcze co, jestem na etapie MP3 playera, w którym mam utwory Mozarta). Mozart swoje zapisy nutowe zrobił na papierze. Ale ten zapis nutowy sam z siebie nie brzmiał, musieli go odtworzyć ludzie... Odtworzyli tak, jak potrafili odczytać papierową interpretację zamysłu Mozarta - i utrwalili za pomocą środków technicznych podówczas dostępnych.
W moim głębokim przekonaniu archiwiści sami siebie ustawiają na pozycji magazynierów starego papieru (złośliwi mówią "makulatury") i opiekunów relikwii, jakimi są dla nich archiwalia. Bardziej zajmują się nośnikiem (temat - Kwaśny papier) niż tym, co na nim zostało zapisane. W chwili tworzenia owego zapisu (dziesiątki i setki lat temu) ówcześni ludzie starali się COŚ zapisać, utrwalić dla potomnych. To, na czym utrwalali, naprawdę nie było dla nich najważniejsze, bo jeżeliby tak było, ryliby w metalu. Gdyby archiwiści na nowo odczytali swoją misję, staliby się kapłanami wiedzy i nie nominalnymi, a rzeczywistymi depozytariuszami dziedzictwa narodowego. Ale to temat na dłuższą rozprawę.
Wojciech Woźniak:
Witam (tym bardziej serdecznie, że Nowy Ifarowicz :D )
Uzupełnianie metadanych dokumentów elektronicznych tak sobie wyobrażam jak Pan Kajetan przedstawił - czyli w maksymalnym stopniu zutomatyzowane. Tylko, że sprawa, którą tu próbuję roztrząsać jest troszkę bardziej złożona: otóż chodzi mi o opisywanie metadanymi materiałów, które powstały w formie papierowej a następnie zostały zdigitalizowane (owe protokoły sesji na stronach www). Automatycznie da się w tym wypadku wygenerować dane związne z procesem digitalizacji, ale nie z powstaniem dokumentu (które miało miejsce np. w 1995 r.). Te metadane trzeba będzie chyba wprowadzić ręcznie - tu widzę kłopot. Urząd mając do wyboru: przekazać zawartość witryny z pełnymi metadanymi albo wcale (bo przecież i tak przekazuje papier, a jak pisał pan Kazimeirz Schmidt raczej nie ma sensu archiwizować całych stron www) wybierze opcję wcale (czyli tylko papier).
--- Cytuj ---W moim głębokim przekonaniu archiwiści sami siebie ustawiają na pozycji magazynierów starego papieru (złośliwi mówią "makulatury") i opiekunów relikwii, jakimi są dla nich archiwalia.
--- Koniec cytatu ---
To już prawie herezja :P A serio: jest na iFAR wątek: czym mają zajmowac się archiwści w przyszłości http://www.ifar.lublin.ap.gov.pl/ifarforum/viewtopic.php?t=172. Może tam warto te rozważania kontynuować (bo nie jestem za paleniem heretyków :P ).
Kajetan Wojsyk:
--- Cytat: "Wojciech Woźniak" ---
--- Cytuj ---W moim głębokim przekonaniu archiwiści sami siebie ustawiają na pozycji magazynierów starego papieru (złośliwi mówią "makulatury") i opiekunów relikwii, jakimi są dla nich archiwalia.
--- Koniec cytatu ---
To już prawie herezja :P A serio: jest na iFAR wątek: czym mają zajmowac się archiwści w przyszłości http://www.ifar.lublin.ap.gov.pl/ifarforum/viewtopic.php?t=172. Może tam warto te rozważania kontynuować (bo nie jestem za paleniem heretyków :P ).
--- Koniec cytatu ---
Witam,
wyrażam cichą nadzieję, że uniknę stosu, aczkolwiek nie mam nic przeciw kremacji moich szczątków, byle po wyzionięciu...
Nie chcę (wyłącznie z powodu braku czasu) wdawać się w bardzo długie dyskusje, ale ponieważ dyskutujemy o sprawach naprawdę fundamentalnych, dlatego przedstawię swój punkt widzenia w poruszonych kwestiach:
1. To, czy urząd przekaże treść uchwał Rady na papierze czy w postaci elektronicznej obecnie zależy TYLKO i WYŁĄCZNIE od szefa - prezydenta, burmistrza, wójta. I to będzie pierwszy test, czy człowiek ten rozumie, co to jest dziedzictwo narodowe, i czy rozumie zasadniczą różnicę pomiędzy kosztami i procesem zabezpieczania treści dokumentów w chwili ich wytwarzania a 100 lat później.
2. Jeśli nośnik jest tak ważny, to proszę już dzisiaj wytworzone dokumenty kategorii "A" zabezpieczać w sposób uniemożliwiający zniszczenie ich przez wilgoć, roztocza, atmosferę, światło itp. Będzie taniej i prościej, niż potem w ramach projektu "kwaśnego papieru"...
3. Ci, którzy chcą zabezpieczać nośniki w postaci dysków twardych, taśm magnetofonowych itp. powinni pracować w muzeach, konserwować przedmioty traktowane jako przedmioty właśnie, a nie jako nośniki informacji. Istotą zachowania informacji, a więc przekazu, dla zapisania którego nośnik został wyprodukowany, jest jej odpowiednio liczne powielenie i rozproszenie tak, by żaden kataklizm nie mógł jej zniszczyć.
4. Rolę nowoczesnych tj. mentalnie dostosowanych do czasów, w których informację potrafimy zapisać elektronicznie - archiwistów (podkreślam po raz kolejny: ARCHIWISTÓW - pracowników merytorycznych archiwów, a nie magazynierów, sprzątaczek itp, też zresztą zapewne pracujących w archiwach) pojmuję jako rolę specjalistów od zarządzania WAŻNĄ informacją - tak ważną, że nie pozwalamy jej zatrzeć czy zagubić, bo stanowi ona dziedzictwo narodowe i świadczy o naszej tożsamości. Papier o tożsamości narodowej nie świadczy - zapis na nim - tak.
5. W celu wyjaśnienia mojego postrzegania roli różnych archiwistów posłużę się przykładem - swoistą analogią. Otóż dzisiejszy "stary" archiwista kojarzy mi się z człowiekiem przygotowującym materiały zagadki historycznej, którą przyszłe pokolenia kosztem znacznego wysiłku organizacyjnego i ekonomicznego będą musiały rozwiązywać. Dokonuje selekcji materiałów - te na przemiał, a te do archiwum. Za kilkaset lat z tych pozostawionych materiałów (jeśli się zachowają) historycy będą usiłowali się czegoś więcej o nas i naszych czasach dowiadywać. Takie SUDOKU. Mamy strzępki informacji i analizujemy, co przed wiekami tamtejsi selekcjonerzy zniszczyli. Albo co było, ale nie zostało zarejestrowane. Oczywiście dzisiejsze zwielokrotnienie i powielenie informacji może spowodować, że nie będzie trzeba się wysilać, maszyny wybiorą z gigantycznej przestrzeni informacyjnej co trzeba - ludzkość dopracuje się narzędzi; przedsmak w postaci Hakii i Google mamy. A to by znaczyło, że tradycyjnie pojmowani archiwiści wyginą jak dinozaury! Jak płatnerze, kołodzieje, ludwisarze itp., - co najwyżej przetrwają w szczątkowej postaci. Ale przecież mamy całą materialną, pokawałkowaną i nieczytelną powszechnie spuściznę PRZESZŁOŚCI! I tutaj przechodzę do "nowych" archiwistów.
6. Nowi archiwiści powinni zająć się takim przygotowywaniem WSZELKICH (również tych prastarych) zasobów informacyjnych do ich elektronicznego wyszukiwania, by wyspecjalizowane systemy informatyczne były w stanie - dzięki ich szybkości i precyzji - kojarzyć związane ze sobą wątki historyczne i wydarzenia, pokazywać związki przyczynowo-skutkowe, wskazywać na dalsze braki i niespójności historyczne). Dopóki nie będziemy w stanie PRZECZYTAĆ ZDALNIE we własnym, współcześnie używanym języku wszelkich zapisów, jakie zostały po naszych przodkach, my i nasi potomni będziemy mieli co robić...
7. Jak długo nie będzie możliwe wykonanie wywodu przodków poprzez zadanie pytania w przeglądarce internetowej (i nic nie stoi na przeszkodzie, by zajmowali się tym archiwiści, i by każdy zainteresowany za to płacił) - mamy co robić... Księgi pariafialne są obrazkami - tekstami pisanymi w wielu językach, a zawierającymi istotne i kluczowe dane, które w dzisiejszych programach stosowanych w USC zapisuje się w BAZACH DANYCH, a więc my robimy to, czego nasi przodkowie zrobić nie mogli, bo nie mieli środków technicznych. Pisali więc na papierze. A my, zamiast te księgi karta po karcie wprowadzać do baz (nie chodzi jedynie o skanowanie, które ma uchronić treść księgi zanim papier się rozsypie w proch lub ulegnie zniszczeniu, ale by potem ową treść zapisać w postaci tekstu przeszukiwalnego, a w końcu przetłumaczonego na język współczesny), kręcimy się w kółko i biadolimy, że tyle to a tyle kilometrów archiwaliów leży na półkach - i ciągle przybywa...
8. Ostatnia już rzecz. Powtarzam, że archiwalia JUTRA powstają dzisiaj. Zamiast zajmować się materią, papierem i wydawnictwem, bo to robota edytorów, drukarzy itp, zadbajmy o zachowanie oryginału - zapisu cyfrowego z którego wytworzono wydruk (dla mnie wydruk jest KOPIĄ) w postaci przeszukiwalnej i zgodnie z istniejącymi już przepisami. Wiem, że znowu zaczną się nieprowadzące do niczego dyskusje nad tym, co jest oryginałem, a co kopią, nadal "starzy" archiwiści będą mówić o "egzemplarzach", teczkach i kilometrach bieżących, których przybywa i przybywa, nie ma pieniędzy na przechowywanie, ale jest to dyskusja jałowa - nie chcę w niej już uczestniczyć, bo - statystycznie i bardzo optymistycznie rzecz biorąc, 2/3 okresu życia mam już za sobą, a pracy przed sobą tyle, że na kilka "żyć" by wystarczyło...
APELUJĘ:
======
Dołóżmy wszelkich starań, by jak najszybciej uniemożliwić zarzucanie archiwów papierem - im szybciej się to stanie, im szybciej postawimy tamę papierowi a zajmiemy się zachowaniem TREŚCI, a nie celulozy, tym szybciej archiwa zaczną stawać się miejscem, które jest naprawdę ważne, gdzie będzie wszystko, co ludzkość w zakresie przekazu dla dalszych pokoleń wytworzyła, gdzie będzie można otrzymać potrzebne wyciągi, analizy opracowania itp. Będzie to miejsce koncentracji informacji, wiedzy o czasach minionych i obecnych, a archiwiści staną na zaszczytnym i godnym miejscu strażników dziedzictwa narodowego, a nie magazynierów staroci... Ich praca zostanie doceniona, bo będzie rzeczywiście potrzebna i użyteczna.
P.S.
Co do herezji: los zdarzył, i naprawdę nie było w tym mojej inicjatywy, że zostałem członkiem Rady Archiwalnej bieżącej kadencji. A to oznacza, że traktuję śmiertelnie poważnie wszystko to, co powiedziałem - los dziedzictwa narodowego jest w naszych rękach - nas, ludzi XXI wieku, członków społeczeństwa informacyjnego.
Wojciech Woźniak:
Witam
Panie Kajetanie, pozwolę sobie zinterpretować Pana opinie - jeśli źle Pana zrozumiem proszę mnie sprostować.
Tok myślenia Pana Kajetana oparty jest na jednej zasadniczej przesłance, z której jednak nie wszyscy zdają sobie sprawę, a już zwłaszcza nie wszyscy archiwści. Tą przesłanką jest przewidywanie oparte na doświadczeniach ostatnich - powiedzmy 20 lat - i sprowadzające się do tezy: w przyszłości ludzie używać będą systemów informatycznych, w których treść nie będzie w sposób nierozerwalny związna z nośnikiem pozostając jednocześnie niezależna od ludzkiej pamięci (też zresztą "tylko" nośnika). Jest to przewidywanie, któremu dziś można przyznać dużą dozę pewności, ale nie 100%. Pytanie: czy obawa że za jakieś 25 lat nastąpi zasadnicza zmiana trendu i jednak odejdziemy od informatyzacji jest wystarczającym argumentem by zwlekać z przesiadką na nośniki cyfrowe? Pan Kajetan mówi, że absolutnie nie. I chyba wypada przyznać mu rację. Im wcześniej zaczniemy tworzyć i pracować z dokumentami elektronicznymi, im wcześniej zaczniemy dokumenty papierowe digitalizować tym lepiej dla nas i dla ludzi korzystających z archiwaliów (szerzej: informacji) w przyszłosci (dyskusja mikrofilmowac czy skanować: http://www.ifar.lublin.ap.gov.pl/ifarforum/viewtopic.php?t=567&start=15, w kontekście tego co napisał pan Kajetan odpowiedź jest oczywista).
Argumenty pana Kajetana jednak nie odnoszą się do postawionego przez mmnie problemu. Rozumiem, że ogromną rolę ma do odegrania szef urzędu. Tylko czy w ponad 2 tys. gmin w Polsce są szefowie gotowi własną determinacją wymusić szybko informatyzację? Oczywiście nie. Ustawodawca również tego nie zrobi - sukcesem jest i tak przygotowanie stosownych rozporządzeń, co nie zmienia faktu, że większość środowiska archiwalnego podchodzi do sprawy jak do jeża. Więcej jest obaw niż nadziei związanych z nowymi mozliwościami. Brak świadomości, że cała ta informatyzacja to nie dopust boży ale niesamowite ułatwienie w zarządzaniu informacją.
Ale sam odbiegam od tematu... Proponuję studium przypadku: co by pan, Panie Kajetanie zrobił w opsianej przeze mnie sytuacji:
a) zarchiwizował owe strony w ramach wybiórczej archiwizacji BIP-u jako strony www?
b) nakłonił urząd do zaopatrzenia owych protokołów w wymagane metadane i przejął je jako kopie elektroniczne?
c) przejął do archiwum państwowego owe dokumenty elektroniczne oraz ich papierowe oryginały (nie wszystkie powstały pierwotnie w wersji elektronicznej - lata '90) i zaopatrzył je w metadane w procesie opracowania w archiwum państwowym?
d) przemielił wersje papierowe a zostawił tylko elektroniczne (oczywiście z metadanymi)?
e) inne...
I wymyślił mi sie jeszcze inny problem związany z publikacjami w BIP-ie. Otóż po upływie określonego okresu dokumentacja elektroniczna będzie trafiać do archiwum. A co z jej częścią publikowaną w BIP? Chyba nie zniknie wówczas ze stron BIP? Ale miejscem jej przechowywania będzie juz wówczas archiwum państwowe (dokumentacji elektronicznej oczywiście). Wybiegając jeszcze dalej w przyszłość - do tego samego dokumentu: powiedzmy protokołu sesji rady miasta będzie można dotrzeć poprzez stronę BIP urzędu, który ją (dokumentację) wytworzył i poprzez strony archiwów państwowych (ktore stały się jej przechowawcą). Tak? Czy coś pokręciłem?
Kajetan Wojsyk:
--- Cytat: "Wojciech Woźniak" ---Witam
Panie Kajetanie, pozwolę sobie zinterpretować Pana opinie - jeśli źle Pana zrozumiem proszę mnie sprostować.
....
Ale sam odbiegam od tematu... Proponuję studium przypadku: co by pan, Panie Kajetanie zrobił w opsianej przeze mnie sytuacji:
a) zarchiwizował owe strony w ramach wybiórczej archiwizacji BIP-u jako strony www?
b) nakłonił urząd do zaopatrzenia owych protokołów w wymagane metadane i przejął je jako kopie elektroniczne?
c) przejął do archiwum państwowego owe dokumenty elektroniczne oraz ich papierowe oryginały (nie wszystkie powstały pierwotnie w wersji elektronicznej - lata '90) i zaopatrzył je w metadane w procesie opracowania w archiwum państwowym?
d) przemielił wersje papierowe a zostawił tylko elektroniczne (oczywiście z metadanymi)?
e) inne...
I wymyślił mi sie jeszcze inny problem związany z publikacjami w BIP-ie. Otóż po upływie określonego okresu dokumentacja elektroniczna będzie trafiać do archiwum. A co z jej częścią publikowaną w BIP? Chyba nie zniknie wówczas ze stron BIP? Ale miejscem jej przechowywania będzie juz wówczas archiwum państwowe (dokumentacji elektronicznej oczywiście). Wybiegając jeszcze dalej w przyszłość - do tego samego dokumentu: powiedzmy protokołu sesji rady miasta będzie można dotrzeć poprzez stronę BIP urzędu, który ją (dokumentację) wytworzył i poprzez strony archiwów państwowych (ktore stały się jej przechowawcą). Tak? Czy coś pokręciłem?
--- Koniec cytatu ---
Witam, przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam, ale wcześniej nie mogłem wygospodarować czasu. A dzisiaj - 1 stycznia 2007 roku - i jest chwila czasu a także okazja, by złożyć najserdeczniejsze życzenia pomyślności wszystkim ludziom dobrej woli...
Wracam do rzeczy - i odpowiadam w punktach, odnosząc się do poszczególnych pytań P. Wojciecha:
Ad. a) - w ogóle nie wchodzi w rachubę z wielu przyczyn, z których pierwszą jest bezsens zajmowania się wtórnymi tekstami (bo pierwotne, owe "oryginały" mają albo postać papierową i zostaną przekazane do archiwów państwowych w takiej właśnie postaci, albo trafią tam już jako pliki (a w nieodległej przyszłości dokumenty) w postaci elektronicznej, zaopatrzone w komplet metadanych. Sprawa jest zero-jedynkowa. Tak, albo siak.
Ad. b) - słowo "nakłonił" nie pasuje do sytuacji - należałoby to po prostu wykonać i już! Jak nie musimy nikogo nakłaniać, by łaskawie pobrał uposażenie, tak nie będziemy nakłaniać, by wykonał przydzieloną mu pracę - to tylko sprawa kierownika urzędu. Jest jednak "ale": nie można tego zrobić, w normalnym trybie, bo trzeba byłoby włączyć wehikuł czasu i ponownie wykonać kiedyś już zrobioną pracę, tyle, że zrobioną w świecie papierowym, technikami wówczas stosowanymi; teraz trzeba byłoby zrobić to samo, ale używając elektronicznego obiegu dokumentów, w którym metadane dopisują się same (a już nie ci sami ludzie, nie te daty, nie ta struktura urzędu, jak w momencie powstawania owych dokumentów!!!), bo ich dopisywanie to de facto tworzenie innej rzeczywistości. Jeszcze raz przypomnę, że zdecydowana większość metadanych dopisuje się sama, stanowi wartość dodaną wnoszoną przez elektroniczny system obiegu dokumentów. Pracownik dopisuje tylko i wyłącznie to, czego ów system sam z siebie wiedzieć nie może.
Zachodzi jednak pytanie - i na tym warto się byłoby skoncentrować: czy nie należałoby na obecnym etapie - mimo wspomnianych trudności - stworzyć "dokumentów", które nie byłyby oryginałami, ale "uwierzytelnionymi" odpisami? Bo tak właśnie robimy z naszymi dokumentami w BIP-ie (i tu jest to, o co Panu Wojciechowi od początku chodziło). Plik zgodny w 100% CO DO TREŚCI z dokumentem papierowym (tzw. oryginałem, na którym widnieje podpis i pieczęć Przewodniczącego Rady Miasta zamieszcza się w BIP z adnotacją naczelnika Biura Rady Miasta u dołu, poniżej nazwiska (nie podpisu, jedynie nazwiska, tak samo jak w drukowanych wydaniach Dziennika Ustaw) poświadczającą "za zgodność z oryginałem" treść uchwały. Oznacza to, że naczelnik Biura Rady Miasta osobiście odpowiada za zgodność tej treści z papierowym oryginałem. Treść ta jest zgodna z tym, co znajduje się w elektronicznym obiegu dokumentów, i co posłużyło do zrobienia papierowej kopii, którą ręcznie podpisał Przewodniczący Rady Miasta i którą od tego momentu nazywamy oryginałem... Marzy mi się, i postaram się do tego doprowadzić w bieżącej kadencji (bo technologia i prawo już na to pozwalają), by owa papierowa kopia już nie była wytwarzana, bo jest naprawdę niepotrzebna - potrzebna jest nam tylko TREŚĆ uchwały w miejscu sieci, któremu ufamy!
Ad. c) - odpowiedziałem poniekąd w Ad. b) - to nie jest praca dla archiwów, bo najzwyczajniej nie dałyby rady z uwagi na ogrom pracy i brak wszystkich potrzebnych danych.
Ad. d) - troszczyłbym się jedynie o wersje elektroniczne z metadanymi, a papierowych w ogóle nie tworzyłbym. Papierowe wydruki zawsze byłyby jedynie papierowymi kopiami elektronicznego oryginału. Po raz nie wiem już który nie chciałbym przypominać, że prawnicy korzystają z elektronicznych narzędzi takich jak Lex, Legalis itp., a nie z drukowanych papierowych Dzienników Ustaw. Mimo, iż prawo mówi, że te papierowe są podstawą, na którą należy się powoływać (znowu poruszam temat, któremu należałoby poświęcić więcej miejsca)... Należy pamiętać, że dzisiejsze dokumenty urzędowe powstają przy użyciu komputerów; co przeszkadza, żeby były elektronicznie podpisywane przez Przewodniczącego Rady Miasta czy Prezydenta - i stanowiły oryginał? To, że zajmujemy się papierowymi wersjami powoduje jedynie straty: pomieszczenia, ludzie, czas, wynagrodzenie - i osiągamy marny efekt, bo do tych wszystkich zapisów powinniśmy mieć dostęp ZDALNIE - i to do treści przeszukiwalnej wyszukiwarkami, a nie do obrazów - skanów stron.
I ostatnia rzecz - ów problem poruszony na końcu... Archiwa - w jakiejkolwiek swojej postaci - były, są, i będą. Bo najzwyczajniej są potrzebne. W dodatku wiemy mniej więcej, czego od nich oczekujemy w nowych warunkach technologicznych i jak trzeba postępować, by stopniowo je zinformatyzować całkowicie. A BIP? Zapewne będzie przechodził różne ewolucje, zanim osiągnie funkcjonalnie swoje podobieństwo do elektronicznych archiwów państwowych i pewnego pięknego poranka stwierdzimy, że jest on po prostu JAWNĄ CZĘŚCIĄ archiwów państwowych w rozproszeniu (przypominam, że też jest oparty o bazy danych!) - i tyle. Będą już wtedy istniały mechanizmy wyszukiwawcze, które znajdą wszystko, byle tylko to coś miało postać elektroniczną i było poprawnie opisane metadanymi.
Pozdrawiam
Kajetan Wojsyk
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej