Póki co wyszukiwarkom stosowanym w archiwach państwowych równie daleko do paremetrów Googli - bo chyba takową miał mój szanowny przedmówca na myśli - jak grudniowej tegorocznej aurze do prawdziwej zimy. Może ktoś u schyłku mej kilkudziesięcioletniej kariery archiwalnej (tak tak, to tylko poglądy mam wciąż nieskalane archiwalnym dogmatyzmem i takąż zaskorupiałą ortodoksją) mi wyjaśni w imię jakichż to racji archiwiści mają bić czołem przed fantazjami przysłowiowej Pani Krysi z turnusu trzeciego (czyt. z naparzalń kawy i nie tylko, zwanych sekretariatami, kancelariami itp.), która to teczki o tej samej zawartości raz tytułuje tak, raz siak, raz skraca, raz wydłuża (skróty oczywiście). Czy celem archiwistyki ma być dokumentowanie nieuctwa, braku wyobraźni, umiejętności syntetycznego, adekwatnego do zawartości opisu jednostek archiwalnych itp. najróżniejszej maści aktotwórców z przedpola archiwalnego, czy dostarczanie użytkownikom precyzyjnej informacji o tym, co kryje w sobie dana jednostka archiwalna. Czy aby te nawiasy i zawiasy, klamry i klamerki nie są działaniami mającymi stwarzać pozory niezwykłego wtajemniczenia będącego udziałem archiwistów, którzy zamiast wysłać bzdurne fantasmagorie w niebyt dokonują wokół nich rytualnych ablucji.