Witam
Wygląda na to, że w erze elektronicznej łatwość wykonywania kopii doprowadzić może do niekontrolowanego rozprzestrzeniania się danych. Zapewne USA ze sprzedażą danych sądowych do prywatrnych przechowawców to zupełnie inna sprawa niż regulacje prawne w Europie (w dyskusji nad tym artykułem pojawiła sie wypowiedź Europejczyka przekonanego, że podobnych problemów na starym kontytnencie nie będzie), ale czy rzeczywiście jesteśmy w stanie stworzyć systemy obiegu dokumentacji, ktore uniemożliwą nieuprawnione kopiowanie danych? Czy urzędy zdobędą się na wysiłek aktualizacji danych poprzez ich usuwanie skoro takie aktualizacje sprawiają problem, w sensie finansowym i organizacyjnym, prywatnym firmom amerykańskim? Czy skoro dane nie będą zajmowały całego pokoju, bo zmieszczą się na jednej płycie, czy nawet na dysku twardym komputera, ktoś będzie przejmował się brakowaniem? Czy w tej sytuacji nadzór archiwalny będzie w stanie wyegzekwować terminowe brakowanie akt? Założenie jest takie, że czuwać nad tym będą odpowiednio zaprojektowane systemy informatyczne. Pozostaje tylko problem kto skontroluje czy owe systemy zamiast kasowac dane nie przesyłają ich do serwera na Kajmanach? A nawet jeśli system infromatyczny obiegu dokumentów będzie wystarczająco przejrzysty i zostanie skontrolowany przez zaufanych informatyków (powiedzmy, że to pewien skrót myślowy), to czy platforma systemowa, której kody źrodłowe nie są znane jest wystarczająco bezpieczna?
Wiem, to dużo pytań, niektóre może naiwne i chaotyczne, ale czy wszystkie bezzasadne? Oby.