Należałoby zacząć od zdefiniowania, czy relacje te są utworami w rozumieniu prawa autorskiego. Dużo wskazuje na to, że są. Chyba że jest to element jakiegoś formularza statystycznego, który uniemożliwił rozwinięcie skrzydeł twórczej inwencji (art. 1 - przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze). A jeśli są utworami, to na pewno trzeba będzie podać autora (jeśli jest znany), jako że osobiste prawa autorskie są niezbywalne.
Żeby jednak publikować (rozpowszechniać) utwór, to trzeba sprawdzić, czy wygasły już autorskie prawa majątkowe. Te wygasają po 70 latach od śmierci autora, a jeśli jest nieznany - po 70 latach od pierwszego rozpowszechnienia. W tym wypadku prawa jeszcze nie wygasły, ponieważ mimo tego, że w 1976 i 1986 obowiązywała ustawa z 1952 r., zakładająca krótsze okresy, to w po wejściu w życie obecnej ustawy z 1994 r. nastąpiło tzw. odżycie praw.
A więc szukamy właściciela tychże praw majątkowych, którym nie musi być sam autor, jeśli przykładowo pisał w pracy (utwór pracowniczy, który został przyjęty przez pracodawcę), albo zbył prawa majątkowe do swego utworu. Dopiero mając zgodę właściciela majątkowych praw autorskich, możemy śmiało publikować.
Pewne wyjątki daje tu działalność naukowa, w tym prawo cytatu oraz dydaktyczna, ale formalnie dotyczy fragmentów utworu i utworów już rozpowszechnionych i tu mamy problem, bo w archiwach materiały raczej nie były wcześniej rozpowszechnione. Chyba, że uznamy, że te relacje zostały w jakikolwiek sposób udostępnione publicznie, bowiem zgodnie z art. 6 ust. 1 pkt 3: "utworem rozpowszechnionym jest utwór, który za zezwoleniem twórcy został w jakikolwiek sposób udostępniony publicznie".
Tyle teorii. Proszę moich wywodów nie traktować, jako opinii prawnej, bo w ostateczności i tak sąd rozstrzyga. Niemniej nie słyszałem, żeby z tego powodu kogoś przymknęli. Co najwyżej można "pójść z torbami" jak Polskie Nagrania po przygodach ze spadkobiercami Anny German.
Naturalnie udostępnianie utworów w archiwum jest zawsze możliwe (dozwolony użytek publiczny).