Nie chciałbym nużyć forumowiczów tuzinem sprostowań. Jest jednak coś, co powinno pozostać bez niedomówień. Gdy przed kilku laty doszło do impasu w sprawie słownika, kierownictwo NDAP rozmawiało o tym z ówczesnym dyrektorem NAC. Nie było wątpliwości, że projekt prowadzony był w tymże Archiwum, jeśli pominąć prehistorię koncepcji i początkowe prace. Nic mi natomiast nie wiadomo, aby był realizowany pod auspicjami iFAR. Zasłyszałem jedynie, dość niedawno, że NAC nie dysponuje już słownikiem w jego cyfrowej, czyli właściwej postaci. Z ulgą przyjmuję, że się znalazł; trudno by nawet powiedzieć, że w innych rękach niż wtedy, gdy był przedsięwzięciem NAC.
Zachodzić może w tej sytuacji pytanie, po co właściwie administrator iFAR miałby pytać o zdanie NDAP? Jeśli uważa, że ma prawa do słownika, niechże nim swobodnie dysponuje. Ale gdyby było inaczej, to, z całym szacunkiem, o czym NDAP miałaby rozmawiać z administratorem iFAR?
Są pewne niedogodności w projektach inspirowanych pasją uczestników, choć istotnie, często funkcjonują lepiej niż hojnie opłacane. Ale tylko dopóty wszyscy chcą bawić się razem, bo często bywają bezumowne. Albo przeciwnie, zgromadzony dorobek ma cechy utworów pracowniczych, a pracodawca nie nosi nazwy iFAR (ale np. NAC). Niektórzy twórcy haseł nie udzielają się zaś na forum, nie figurują na fotografiach ze zjazdów iFAR, nie są ifarowiczami i mam wrażenie, że niekiedy wcale tego nie pragną. Słownik publikowany pod taką firmą mógłby okazać się więc towarem niepewnego pochodzenia, na którym ciążą roszczenia i którego nikt rozsądny nie dotknie. Poza wszystkim, trochę szkoda zaangażowanych w projekt archiwistów.
Biorąc pod uwagę pewną delikatność tematu, wyjaśniam, że powyższe refleksje mają charakter prywatny i nie należy ich wiązać z moimi służbowymi zajęciami. Myślę zarazem, że jako wieloletni uczestnik życia archiwów państwowych nie miałbym już w tej sprawie nic do dodania.