Wysłuchałam kilku wystąpień i dyskusji (większość przedstawicieli muzeów), były ciekawe.
Jeden z uczestników zauważył ciekawą tendencję terminologiczną:, osoby zajmujące się promocją kultury preferują określenie "komunikacja", a nie "promocja" i "marketing".
W mojej refleksji posłużę się cytatem z innego wątku:
H. Niestrój:
Niestety w ostatnim czasie prace nad ewidencją zasobu zastąpiła jego popularyzacja, wskutek czego okazało się, że wiele archiwów nie ma czego popularyzować (trudno bowiem chwalić się pomocami archiwalnymi z poprzedniej epoki, niedostępnymi online, a nierzadko zawierającymi błędy w opisach i sygnaturach), dlatego zdecydowano się na popularyzację własnych osiągnięć naukowych lub przekształcenie archiwum państwowego w dom kultury.
Całkowicie się zgadzam, uważam wręcz, że należy ukrócić to popularyzatorskie "rozpasanie" w zamian za pracę nad inwentaryzacją i retrokonwersją papierowych pomocy (inwentarzy, a także spisów zdawczo-odbiorczych) do postaci elektronicznej i jak najszybsze ich udostępnienie w Internecie.
Nic nam nie da organizowanie wystaw, iwentów, wycieczek, pikników, nocy, dni i wieczorów archiwów, tudzież innych fejsbuków, jeśli już tak zachęcony użytkownik zechce skorzystać z archiwum i dowie się, że danych nie ma w Internecie, tylko musi przyjść do archiwum i na miejscu dostanie papierowy inwentarz, w innym archiwum dowie się, że jeśli dane już są w necie, to są rozproszone, w różnych bazach i rozmaicie opisane.
Ot, i całą popularyzację i robotę wizerunkową można wyrzucić do kosza...