Pani z pracowni naukowej z Lublina moim zdaniem wybroniła się rewelacyjnie
. Bardzo obrazowo wytłumaczyła problem z ograniczeniami ilości akt, bo to jest element którego nie jesteśmy w stanie przeskoczyć. Inna jest sytuacja w oddziałach zamiejscowych gdzie przychodzi jedna osoba na tydzień i wtedy można ją dopieścić, a inna w dużych archiwach gdzie jest kilkanaście osób na sali jednocześnie. Jest różnica w czasie potrzebnym na przygotowanie cieniutkiego 5 str. spaginowanego poszytu a teczki 500 str. akt luźnych które trzeba spaginować (w niektórych archiwach jest wymagane znakowanie każdej strony nawet w przypadku akt PZPR) a po zwróceniu sprawdzić czy akta wróciły kompletne i nieprzemieszane, czy nakład pracy przy ogromnych XIX w hipotekach czy notariatach (gdzie ograniczenie jest konieczne chociażby ze względu na kręgosłupy archiwistów). Inaczej jest jeśli do obsługi magazynów są magazynierzy na etacie a inaczej jeśli akta przynoszą i przygotowują osoby które równocześnie obsługują PN, odbierają telefony, robią kwerendy i rejestrują korespondencję. Nie można jednak zapominać że istnieją w sieci archiwalnej przypadki gdzie nie są przestrzegane procedury udostępniania a odmowa dostępu załatwiana jest ustnie, więc może był potrzebny głos takiego "pieniacza" aby na ten problem zwrócić uwagę. Ja osobiście uważam, że procedury i standardy udostępniania powinny być ujednolicone. Z pewnością potrzebna jest grupa robocza (analogicznie do CKM i CKAOD) aby ustalić tryb postępowania, tak aby wyszło to od archiwistów bezpośrednio zaangażowanych w udostępnianie a nie narzucone z NDAP.
Spotkanie w NDAP z użytkownikami niezbędne. Przy okazji postulat do osób które mają ambicje by naukowo parać się archiwistyką - przestańcie zajmować się archiwozoficznymi bzdurami, zbadajcie oczekiwania, opinie i potrzeby użytkowników archiwów. Już, teraz. I nie czekajcie na publikację w Archeionie tylko piszcie o tym też już, teraz - choćby na Ifar.
Zgadzam się z Jarkiem, że spotkania i dyskusje z użytkownikami są potrzebne. Należy zacząć słuchać ludzi, zamiast trwać na stanowisku, że my (archiwiści) wiemy lepiej. Obserwując liczne dyskusje akademickie naukowców historyków wiele razy słyszałam jak podkreślali oni rangę opracowania i szczegółowości opisów. Natomiast w moich bezpośrednich kontaktach z użytkownikami w pracowni naukowej spotykałam się z opinią, że najważniejsza jest podstawowa ewidencja na poziomie jednostki archiwalnej udostępniona w internecie i możliwość zamawiania akt online. Także Maciej Zdunek w swoim wystąpieniu uwagę na to, że każda ewidencja udostępniona internecie (nawet ta nieprecyzyjna i z literówkani) jest lepsza niż jej brak. Jeśli damy badaczom wybór: ogólna ewidencja milionów teczek dostępna w internecie, czy też papierowe pożółknięte, poklejone spisy dostępne stacjonarnie w PN i oczekiwanie latami na opracowanie akt, to myślę że odpowiedź może być tylko jedna. Chociaż mogę się mylić