Sprowadzając powyższe rozważania na ścieżkę precyzji urzędniczej (w odróżnieniu od manowców naukowych rozważań akademickich), pragnę zauważyć, iż archiwa państwowe nie są
rodzajem instytucji kulturalnych
, ale jednostkami budżetowymi.
Archiwiści zaś, jako urzędnicy lub pracownicy służby cywilnej (zdaję sobie sprawę z istnienia niewielkiej grupy pracowników naukowych w archiwach) realizować winni przede wszystkim zadania urzędu, którymi w przypadku archiwów państwowych są w pierwszym rzędzie zabezpieczenie zasobu, jego opracowanie i udostępnianie.
Nieszczęściem archiwów państwowych są próby postrzegania ich jako instytucji realizujących - jako priorytetowe - zadania naukowe (co najczęściej sprowadza się do tzw. naukowego opracowania zasobu, tj. wykonywania prac w czasie kilkakrotnie dłuższym niż wynikającym z efektywnego jego wykorzystania) lub zadania, które zwykle przypisujemy... domom kultury.
Powyższego - tu proszę mnie źle nie zrozumieć - nie postrzegam, jako działania zasługującego na potępienie. Pragnę jedynie zauważyć, że na takową działalność pozwolić mogą sobie jedynie te jednostki, które swoje podstawowe zadania wypełniły w stopniu zadowalającym, a co oznacza, iż zasób swój zewidencjonowały i przygotowały do udostępnienia tak, aby - jak stanowi prawo (wprawdzie autorskie, ale definicja tegoż pola eksploatacja idealnie tutaj pasuje):
każdy mógł mieć do niego dostęp w miejscu i w czasie przez siebie wybranym
.
Dopiero wówczas będziemy mieli prawo, aby zasłużyć na powszechny szacunek oraz odpowiadające spełnianym obowiązkom wynagrodzenie. O czym już w XVIII wieku czytamy w pouczeniu dla początkującego archiwisty: Belehrung eines angehenden Archivars, Augsburg 1796
http://catalog.library.ucla.edu/vwebv/holdingsInfo?bibId=4673567 (tłumaczenie:
http://rotulus.arcaion.pl/aktualnosci/pouczenia-dla-poczatkujacego-archiwisty/).