No i właśnie stąd bierze się mobbing ? ze strachu. Jest przecież logiczne, że dorosły, wykształcony, zdrowy psychicznie człowiek powinien zaprotestować od razu, gdy zostanie niesprawiedliwie lub po chamsku potraktowany lub zauważy takie traktowanie innej osoby. Mobbing zawsze istnieje tam, gdzie ludzie przeciwko niemu głośno i otwarcie nie protestują.
Nie chodzi tylko o mobbing ? klasyczny mobbing, zgodny z definicją z kp, zdarza się bardzo rzadko. Wszelkiego rodzaju patologie w stosunkach pracodawca?pracownik, niesprawiedliwe i nierówne traktowanie pracowników, biorą się ze strachu, siedzenia cicho, niewychylania się, potakiwania szefowi z fałszywym uśmiechem (chociaż mamy całkowicie inne zdanie).
Jak widzimy, że ktoś jest niesprawiedliwie traktowany, to się cieszymy, że to nie my. Nie protestujemy, żeby następnym razem samemu nie zostać ofiarą. I w ten sposób sami przyczyniamy się do pogarszania sytuacji i wzrostu prawdopodobieństwa, że też się kiedyś taką ofiarą staniemy.
Moim zdaniem tylko sami pracownicy mogą coś zmienić w takich sytuacjach, głośno mówiąc o niesprawiedliwościach w swoim zakładzie pracy, i to nie tylko tych ?własnych?, ale i tych dotykających kolegów. Nikt ?z zewnątrz? żadnych problemów międzyludzkich za nas nie naprawi. Żaden mąż opatrznościowy nie przyjedzie na białym koniu, żeby zaprowadzić sprawiedliwość, bo nikogo takiego nie ma.
Nie znam żadnych badań, z których by wynikało, że w administracji publicznej jest więcej patologii i nieprawidłowości w zarządzaniu pracownikami niż w firmach komercyjnych. Ale na pewno firmy przywiązują większą wagę do zzl ? to przecież firmy komercyjne pierwsze zainteresowały się tym tematem, bo zdają sobie sprawę, że firma ?pracownikami stoi? i że błędy w zarządzaniu pracownikami mogą doprowadzić do tego, że będą oni mało efektywnie pracować, a ci lepsi i bardziej doświadczeni odejdą do konkurencji i firma w konsekwencji splajtuje.
Administracja publiczna nigdy nie splajtuje, nawet najgorzej zarządzana, więc po co się przejmować pracownikami, zawsze się jacyś znajdą. A urzędnicy do konkurencji nie pójdą, bo jej nie ma. Jeszcze jakaś księgowa, informatyk czy choćby sprzątaczka mają szansę znaleźć sobie inną pracę, ale taki archiwista, np. specjalista od administracji pruskiej XIX w., np. po pięćdziesiątce, całe życie zawodowe w jednym archiwum ? nawet do Biedronki go nie przyjmą.