Dobrze, że odbywają się takie spotkania archiwistów.
Przeglądam dwa artykuły poruszające ten sam temat byłych referatów na IV Zjeździe IFAR:
"W XXI w. archiwa powinny być bardziej otwarte na ludzi"
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/archiwisci-w-xxi-w-archiwa-powinny-byc-bardziej-ot,1,5240364,wiadomosc.htmli starszy "W jaskini lwa"
http://histmag.org/Zdobyc-archiwum-na-przykladzie-Archiwum-Akt-Nowych-1813Widzę sprzeczność poglądów na ten sam temat. Rozumiem obydwie strony. Ważna jest ochrona zasobu, jak dostęp zasobu w celach naukowych. Czy jednak ta ochrona jest, aż tak skuteczna do włożonych procedur zabezpieczających? Tego się nie dowiem, znam tylko skutki działań archiwów.
Pierwszy, uwaga syndrom "bin Laden". Chowamy nożyczki, komórki, scyzoryki, żyletki. Prawie jak na lotnisku. Wszystko fajnie i zabezpieczenie działa, jeśli archiwum ma wersje cyfrową zasobu. A co jeśli ktoś wyrwie kartkę?
Co jeśli chcemy skorzystać tylko z cyfrowego zasobu, już nie mówię w domu? Problem z tym, że przeważnie zasobu cyfrowego nie ma, a jeśli jest to procedury są te same, ani coś zapisać, ani wydrukować. To mnie zdumiewa. Mogę przecież wynieść monitor, czy klawiaturę.
Drugi fakt to podpisy użytkowników w rewersach. Z doświadczenia niekiedy wydziałem tam krzyżyki zamiast podpisów.
Więc doszedłem do wniosku, że motto IV Zjazdu IFAR jest dalekim marzeniem na otwartość archiwów.
Pozdrawiam