To dość radykalne rozwiązanie. Nie mówię, że złe ale jak dla mnie radykalne
. Pamiętajmy, że digitalizacja to nie skanowanie czy "pstryknięcie" fotki. To dopiero początek drogi. Materiał (skan) trzeba sprawdzić, nadać mu nazwę, przygotować do eksportu do szukajwarchiwach itp. Co z tego, że użytkownik zrobi mi 5000 kopii jeśli: dostanę pliki, które muszę mozolnie rozpoznać (nie ma pewności, że nie "przeskoczył" jakiejś strony), muszę je poprzycinać tam gdzie za dużo tła, odwrócić bo część jest np. "w lewo"
, potem trzeba zmienić nazwy plików "na mówiące", dorobić metryczkę, która mówi o brakujących czy pustych stronach.... SZKiC bardzo pomaga bo pozwala na automatyzację wielu tych prac ale i tak "samo się nie zrobi". Na koniec trzeba pliki wysłać do NAC i czekać na umieszczenie w szukaju. To też trwa. Ponadto korzystający mają własne preferencje
i za nic mają to, że akurat w planie są akta metrykalne tej czy innej parafii
. Trudno się oderwać od zaplanowanych prac i brać się za kopie użytkownika bo właśnie zrobił. Wbrew temu co sądzą niektórzy archiwiści mają sporo pracy (i Pani Anno to nie jest uwaga do Pani). No i jakość. Doświadczenie własne pokazuje, że zdjęcia robione cyfrówką "z ręki" na ogół wystarczą do pracy temu, który je wykonała ale już następny będzie kręcił nosem
. Trzeba by zainwestować w dedykowane urządzenia do samodzielnego kopiowania, ceny już o tym pisałem w innym wątku - 45 i więcej tysięcy. Przy czym przy skanowaniu nawet na takim urządzeniu poszytów będziemy mieć na brzegach palce skanującego
. Tak, bo tego typu rozwiązania nie mają szyby dociskowej. Ja naprawdę rozumiem, że użytkownicy chcą korzystać ze zbiorów cyfrowych, chętnie w domu i ogólnie nikt nie lubi jak nie musi w słotną jesień wychodzić do czytelni
ale to raczej nie przyspieszy digitalizacji... Chyba, że odpuszczamy jakiekolwiek standardy i idziemy tylko w ilość? Ryzykowne i radykalne