Internetowe Forum Archiwalne > Archiwizacja materiałów cyfrowych i digitalizacja analogowych
skaner vs aparat cyfrowy
Jan Szczygieł:
Szanowni Państwo, w powyższym tekście zostało pomylone kilka kwestii. Po pierwsze skaner za 100tyś ma służyć do wykonywania kopii wzorcowych dokumentów ze wszystkimi tego konsekwencjami technicznymi (odwzorowanie, barwy, tonów, odpowiednie oświetlenie etc). I zapewne robi się to po to aby nie "skanować" (naświetlać, uszkadzać mechanicznie) dokumentów powtórnie, bo z takiego skanu wzorcowego można wykonać dowolna słabszą kopię dla zastosowań internetowych czy użytkowych. Stąd porównywanie takiego skanera z amatorskim aparatem cyfrowym jest co najmniej niewłaściwe. Tym bardziej, że taki aparat nie zapewnia podstawowych wymogów odnośnie fotografii technicznej (reprograficznej), mam tu na myśli tzw. warunki ustalone (odpowiednie bezcieniowe oświetlenie, brak skażeń geometrii i wszelkich innych błędów optyki i matryc -jakich jest bez liku). Cóż więcej - oczywistą sprawą jest, że każdy materiał digitalizowany do formatu wykorzystującego kompresję stratną (np.: jpg) oznacza w przyszłości konieczność powtórnej digitalizacji... To trochę tak jak przy digitalizacji audio -okazuje się że im gorszy materiał (np. "zaszumione" wałki woskowe), których pasmo jest żałośnie wąskie należy zdigitalizować z najwyższymi parametrami, bo tylko wtedy mamy szansę na poprawę jakości gdyż nie musimy poprawiać błędów digitalizacji...
Może więc warto się zastanowić, czy skoro nie ma potrzeby korzystać z marnej jakości stratnych plików czy warto narażać dokumenty na wielokrotne niszczące działanie jakim jest niewątpliwie każda forma skanowania (także aparatem cyfrowym).
Odrębna sprawa to ilość światła, nie zgadzam się, że aparaty cyfrowe wymagają mniej światła -czułość matryc i linijek CCD jest podobna. Bo w końcu nie tylko chodzi o ilość światła, ale i czas ekspozycji!
Jan Szczygieł:
jeszcze jeden drobiazg, dla jasności każda matryca (za wyjątkiem jednego chlubnego wyjątku, który ma inne wady) aparatu cyfrowego kompresuje kolor, a więc nie ma plików bezstratnych z aparatu cyfrowego...
kocibrzuch:
Mnie się nic nie pomieszało, różnicę pojmuję.
Ale skanera za 100 tys. mieć raczej szybko nie będziemy, a kopie dla użytkowników i na potrzeby wystaw internetowych robić czymś musimy. Mamy tłuc zamówienia kosztownym i pracochłonnym mikrofilmem? Aktom to zresztą też szkodzi, zwłaszcza księgom ściskanym niemiłosiernie pod szybą.
Skaner nadaje się do "idealnego" odwzorowania rzeczy cennych, jako kopia wyjściowa i zabezpieczająca, natomiast do zwykłego "tekstu", na potrzeby czytelników, wystarczy aparat - szybko, tanio i skutecznie.
Aktom wszystko szkodzi, możemy nie robić w ogóle zamówień i ewentualnie dać zgodę czytelnikom na robienie własnym sprzętem przy świetle zastanym. Korzystając, że dany dokument i tak jest w użyciu, minimalizujemy naświetlenie. Jak czytelnik sobie sam pstryknie, my już nie będziemy wrzucać akt pod lampę, mało tego, on nie będzie ślęczał na tekstem, tylko odda szybko do magazynu, a poczyta sobie w domu.
mł.pom.magazyniera:
Zwłaszcza, iż zdjęcia też można robić bez lampy przy świetle dziennym i nic one na tym nie tracą. Zresztą nikt tu nie mówi o dawaniu cennych dokumentów to fotografowania tylko zwykłych akt XIX XX wieku.
Kazimierz Schmidt:
Otóż mamy już na rynku aparat cyfrowy 16,7 miliona pikseli. O ile umiem liczyc to pozwala to na wykonanie kopii cyfrowej strony A4 z jakością 600 dpi i A3 400 dpi. I po co więcej?
Swoją drogą dla 95% mikrofilmowanych dziś dokumentów (albo i więcej) nie ma sensu skanowac aż z taką jakością - 300 dpi w zupełności wystarczy! Taki sprzęt kosztuje dziś jeszcze ponad 20 tys. zł. A ile będzie kosztował za np. dwa lata?
Po drugie cyfrak 7-8-milionowy pozwalający na robienie A4 z rozdzielczością 300 dpi (to jakość rozkładówki Playboya) można kupić już dziś za 2-2,5 tys zł. I wykonamy tym odpowiednio A3 z dobrą jakością 200 dpi.
Po trzecie "skażenia" barwy i geometrii w stosunku do bardzo drogich urządzeń. Nie dajmy się zwariować! Uważam, że takie minimalne błędy nie mają żadnego znaczenia dla odbioru treści dokumentu. Zwłaszcza w porównaniu do zniekształaceń oryginału (wyblakłe kolory i konieczność "niemiłosiernego przyciskania szybą").
Oczywiście (pozyczając od Barei chyba) można powiedziec że my wykonamy skany lepsze, albo nawet jeszcze lepsze. Ale śmiem twierdzić że technologia doszła już do takiej granicy że już 300 dpi jest nadmiarowe dla dokumentów tekstowych. Mozna było dyskutować w momencie gdy skany były wykonywane w 100 dpi i żałować potem że nie w 300... Ale teraz starczy.
Starczy także z przyczyn ekonomicznych. Przecież można skanowac teksty i z rozdzielczością 1200 dpi tylko, że to jest zbyt drogie. A dla nas w Polsce już 600 dpi jest już za drogie. To trochę tak jak z procedurami medycznymi: dla kilku wybrańców są najlepsze i najdroższe technologie, a dla reszty nie starcza... Oczywiście potrzeba rozwijac nowe technologie medyczne, ale potrzebny jest także koszyk usług podstawowych. Podobnie ze skanowaniem zabezpieczającym. Potrzeba jest najcenniejsze materiały zawierające skomplikowana grafikę a także fotografie (nie marne odbitki!) skanować w "super" jakości a dla "masówki" zadowolić się 300 dpi, na co 7 milionów pikseli już wystarcza. Taki złoty środek na dziś który pozwoli na dobre zabezpieczenie materiału i w miarę szybki postęp skanowania.
Następny argument: PO CO korzystamy z archiwów? Czy po to aby zachwycać się kolorem papieru (ze skanu który powiesiłem) wiedząc że ma on w następujące parametry R209 G197 B175 a nie R218 G206 N184?
Co to za różnica? W odbiorze żadna. Czy też może po to aby się dowiedzieć czegoś o historii z treści dokumentów? Jestem pewien że ewentualne "skażenia" barwy spowodowane matrycą CCD cyfraka nie będą miały na to żadnego wpływu.
Wreszcie w archiwum szukamy szybkiej, pełnej i rzetelnej informacji a nie zachwytów. Od zachwycania się eksponatami to są muzea.
Jednym słowem nadal wątpię czy porównywanie skanera z aparatem cyfrowym nie ma sensu i dlatego ciągnę ten temat. Pewnie, że chciałbym mieć najlepszy sprzęt najlepiej wypasione komputery, które umieją to obrobić co ten sprzęt zrobi i wreszcie najlepsze miejsce do przechowania.
Jest takie pojęcie jak zarządzanie ryzykiem. A ryzyko w przypadku zapisywania 100-200 MB /stroniczkę A4 jest duże. Bo jeśli będziemy toto zapisywac na DVD to zmieści się nam ... 20 skanów na płycie. Załóżmy że ów drogi sprzęt ma się nam szybko amortyzować więc chcemy wykonywać co najmniej 100 skanów dziennie = circa 5 płyt. To oznacza że po roku będziemy mieli tych płyt około 1000. A po 5 latach 5000.
Oczywiście każda płyta będzie musiała mieć kopię więc będzie ich 10000.
Załóżmy, że pełną parą ruszy praca w 10 ośrodkach co da (w uproszczeniu) po 10 latach konieczność transferu danych z 25 tysięcy płyt... Nic takiego? Jak znam Polskę to transfer zacznie się wtedy gdy płyty zaczną "padać" a nie po 10 latach. A wtedy będzie 25 tysięcy problemów. Oczywiście można "grać" skany do centralnej pamięci masowej. Na początku będzie to drożej, ale zwróci sie przy kosztach koniecznego kiedyś transferu. Ale o tym może innym razem, bo to odzielny tamat - rzeka.
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej