Minęło kilka miesięcy od wpisu p. H. Staszewskiej, a wokół podręcznika p. H. Robótki panuje przynajmniej na IFARZE grobowe milczenie. Jest to zadziwiające i trudno wytłumaczalne. Albo praca jest tak genialna, że nie można ? prócz tego co zrobiła p. S taszewska - już się do niczego przyczepić, albo powodów do polemicznych uwag jest tyle, że nie da się ich ogarnąć w ramach IFAR-owskiego wpisu. Okoliczności, że archiwistów nie obchodzą w tak szerokim zakresie fundamentalne podstawy teoretyczne ich zawodu i w związku z tym praca p. H. Robótki nie wzbudziła ich żadnego zainteresowania, nie śmiem w ogóle brać pod uwagę. Moje wzbudziła i pozwolę sobie dać temu wyraz.
Z całym szacunkiem dla ogromu szczegółowej wiedzy, jaką dostarcza podręcznik p. H. Robótki ograniczę się tu tylko do tych jego aspektów, które wywołały we mnie szczególnie negatywne emocje Dostarcza ich już sam tytuł. Pojęcia opracowanie i opis zostały potraktowane w tytule rozłącznie. Czy to ma oznaczać, że czynności polegające na opracowaniu archiwaliów nie obejmują ich opisu. Oczywiście nie i sama treść podręcznika, a także przytoczona na s. 243 definicja opracowania temu przeczą. Niezbyt logiczna jest też wewnętrzna konstrukcja podręcznika. Wydzielono w nim dwie odrębne części Opracowanie tradycyjne i Opracowanie komputerowe. W części Opracowanie tradycyjne znalazły się rozdziały dotyczące samego procesu porządkowania archiwaliów, czyli czynności poprzedzających ich inwentaryzację (opis).
W części Opracowanie komputerowe mamy do czynienia tylko z problematyką opisu. Czyżby to miało oznaczać, że tzw. opracowanie komputerowe nie musi być poprzedzane tradycyjnymi czynnościami związanymi z porządkowaniem archiwaliów. Póki co nawet najszybszy komputer nie dokona fizycznej segregacji akt, czy też nie zweryfikuje tytułu jednostki w stosunku do jej zawartości, nie mówiąc o usunięciu części metalowych. Używanie komputerów obejmuje wyłącznie sferę opisu archiwaliów. Inwentaryzacja (opis) archiwaliów na różnych poziomach. W większym lub mniejszym stopniu wyrasta jednak z metod stosowanych w epoce przedkomputerowej. Praca znacznie zyskałaby na przejrzystości i walorach dydaktycznych, gdyby autorka miast rozdzielać tradycyjne metody opisu archiwaliów od ich opisu przy użyciu techniki komputerowej pokazała w ramach jednolitych rozdziałów w sposób ciągły zachodzącą tu ewolucję. Zresztą w wielu miejscach części Opracowanie tradycyjne i tak wkracza narracją w krąg metod opisu archiwaliów przy użyciu techniki komputerowej. Poza wszystkim innym czyni to tytuł tej części pracy nieadekwatnym do jej treści.
Problematykę opracowania komputerowego autorka omawia w niezwykle sformalizowany, nawet jak na ducha całej pracy, sposób. Nie uzmysławia czytelnikowi w żadnym miejscu, jakie rewolucyjne wręcz znaczenie z punktu widzenia interesów użytkownika ma korzystanie z techniki komputerowej. Dostępność do baz w każdym miejscu kuli ziemskiej, szybkość ich przeszukiwania, nieograniczone możliwości pogłębiania systemu informacyjnego opisu archiwaliów z dostępnością do samych dokumentów w postaci skanów włącznie to okoliczności, których w ocenie przydatności dla użytkownika metod opracowania komputerowego autorka zdaje się nie brać w należytym stopniu pod uwagę. Nie jest niestety skądinąd pod tym względem wśród archiwistów odosobniona. Znamienny jest na tym tle fakt, że na łamach podręcznika nie pojawia się w żadnym kontekście pojęcie wyszukiwarki komputerowej.
Wbrew już dającym się uogólnić doświadczeniom dziesiątek jeśli nie setek użytkowników przydatność metod opracowania komputerowego autorka wręcz dezawuuje. I tak na s. 216 stwierdza, że SEZAM jest przed wszystkim narzędziem zarządzania archiwami, a mniej użytecznym dla korzystających z zasobu, a na s. 223 idzie jeszcze dalej, podkreślając, że wersje elektroniczne systemu informacji nie dostarczą w odróżnieniu od tradycyjnych pomocy szerokich informacji o treści archiwaliów?. To już jest absolutna rewelacja. Wynikałoby z tego, że inwentarz książkowy czy jakakolwiek inna papierowa pomoc archiwalna mogą być fizycznie bardziej pojemne, niż odpowiednie bazy komputerowe z nieograniczonymi możliwościami rozwijania ich treści w postaci wszelkich dodatkowych aplikacji. Chętnie zobaczyłbym taką papierową pomoc archiwalną, której wiernym odtworzeniem treści nie sprostałby komputer nawet najstarszej generacji. Nie miejsce tu na uwagi bardziej szczegółowe, ale już nad pierwszym zdaniem podręcznika trudno przejść do porządku dziennego. Autorka stwierdza w nim, że pierwszy po 1945 r. podręcznik archiwistyki to wydana w 1989 r. Archiwistyka autorstwa H. Robótki, B. Ryszewskiego i A. Tomczaka. Pozwolę sobie mieć w tej sprawie inne zdanie i przypisać prawo pierwszeństwa wydanej w 1977 r. pracy Czesława Biernata Problemy archiwistyki współczesnej. Czyżby słowo problemy w tytule dyskwalifikuje świetnie skądinąd napisaną pracę Czesława Biernata jako podręcznik, a właściwym kryterium podręcznika archiwistyki miałoby być odwoływanie się przy omawianiu niemal każdej kwestii do instrukcji NDAP, w dodatku, jak to zauważyła p. H. Staszewska częściowo nieaktualnych. A choć młyny postępu w archiwistyce mielą powoli to można się spodziewać, że tych nieaktualnych aktów normatywnych będzie przybywać, czego konsekwencje dla przydatności podręcznika H. Robótki będą zupełnie oczywiste. W ogromnej mierze negatywne emocje, jakie wywołała we mnie w wielu miejscach lektura podręcznika H. Robótki zostały zrekompensowane faktem, że nigdzie na jego łamach archiwistyka nie została zdefiniowana jako dyscyplina naukowa. c .b. d. o.