Internetowe Forum Archiwalne > Archiwizacja materiałów cyfrowych i digitalizacja analogowych
ww. cennika dla użytkowników
kocibrzuch:
Z zastrzeżeniem, że oczywiście w pewnych ramach każde archiwum może stosować nieco odmienne stawki za wykonywane reprodukcje dla użytkowników (to nie jest nasza „obowiązkowa” działalność), prosiłbym o wyjaśnienia, jak wygląda w tym czy innym archiwum opłata za kopie cyfrowe i dlaczego właśnie tak. Bywa różnie, a czytelnicy, jak się zdaje, oczekują od jednej, było nie było, instytucji pewnej jednolitości.
Zauważyłem, że interpretacje nieco się różnią, także wśród pracowników jednego oddziału.
1) Cennik podaje 2 zł jako cenę podstawową dla 1 skanu dokumentu tekstowego (ikonografia 20 zł). Jak ja rozumiem, pod termin „skan” podpadają fotografie wykonywane aparatem cyfrowym. W końcu liczy się „produkt końcowy”, a jest nim przecież plik, mniejsza w jakim formacie. (Chyba że ktoś ma super-hiper drogi skaner i chce go zamortyzować, to rozumiem).
2) Analogicznie dopłata w przypadku celu genealogicznego lub własnościowego do kopii wykonanej aparatem cyfrowym powinna wynosić 5 zł = 7 zł, czy 12 zł (jak dopłata za fotografię analogową) = 14 zł?
Dodam jeszcze, jako luźną uwagę, że moje wątpliwości budzi stosowanie innych stawek dla genealogów - cena odbitki jest inna nie ze względu na materiał czy technikę wykonania, lecz ze względu na osobę, która składa zamówienie. Czy to aby zgodne z konstytucją?
Kazimierz Schmidt:
Już gdzieś od roku staram się przekonywać ludzi do zastanowienia się nad porównaniem kilku technologii wykonywania kopii:
1. mikrofilmowanie i fotografia tradycyjna (obróbka w procesie chemicznym)
2. skanery płaskie
3. skanery bezstykowe
4. fotografia cyfrowa
5. skanery rolkowe
pkt 5 możemy odrzucić gdyż ta technologia została pomyślana przede wszystkim dla nowych, a nie archiwalnych dokumentów.
Pozostają pkt 1-4. Otóż jakoś nie mogę pozbyć się wrażenia, że fotografia cyfrowa jest najlepszym sposobem uzyskiwania kopii ponieważ jest
najtańsza i daje dokładniejsze odzwierciedlenie rzeczywistosci jak ciągle (niestety) powszechnie uznawany mikrofilm. W roku 2000 jeszcze tak nie było, ale teraz?
Co mnie dziwi:
dlaczego w dobie 12megapikselowych cyfraków myśląc o wykonywaniu kopi cyfrowych ciągle bierze się pod uwagę bardzo drogie skanery bezstykowe. Zwolennicy takich urządzeń (tak w ogóle bardzo fajnych, ale dużych i drogich) mawiają, że przecież przy skanowaniu zabezpieczającym trzeba uzyskać jak najwyższą jakość, a jest wiele dokumentów o dużych rozmiarach (mapy!) dla których i 12megapikselowa matryca to za mało.
Logiczne.
Tylko, że ile jest takich materiałów (%) dla których nie wystarczy nawet matryca 5mpx? Przecież zrobienie kopii ze strony A3 takim sprzętem (aby tylko obiektyw dobrze rysował i nie zniekształcał) w zupełności wystarczy, a nawet będzie nadmiarowe dla 99% albo i więcej materiałów.
Dlaczego tak uważam: bo skoro czarno-biała kopia mikrofilmowa uważana jest za tzw. "mikrofilmowanie zabezpieczające" to niby dlaczego dużo wyższej jakości fotka cyfrowa miałaby być be...
Czegoś tu nie rozumiem.
Odnosząc się do cennika: jeśli za kopię (jednej strony?) chcemy 2 zł to rozumiem, że na owe 2 zł składa się chyba głównie przygotowanie materiału do sfotografowania... Bo przecież nie sama "obróbka"? A może amortyzacja aparatu?
I tu wyjaśniam cel dośc obszernego wstępu: jeśli zakupiony sprzęt do fotografii cyfrowej miałby zastąpić mikrofilmowanie oznaczałoby to większe obłożenie pacą zakupionego sprzętu = niższą cenę jednostkową. Nie mówiąc o innych zaletach materiałów cyfrowych.
kocibrzuch:
Miło mi to słyszeć, gdyż sam jestem zwolennikiem wykonywania kopii aparatem cyfrowym. Jakość zupełnie wystarczająca, zwłaszcza dla użtkowników, którzy w naszym przypadku są najczęściej zainteresowani treścią dokumentu.
Używany przez nas aparat ma matrycę 5 mega pikseli. Widziałem też odbitki fotograficzne wykonane z tych plików w foto-labie - jakość więcej niż zadowalająca.
Wykonanie mikrofilmu dla użytkownika jest czaso- i pracochłonne, a koszty znacznie wyższe, w zasadzie chyba nawet niespecjalnie pokrywają nakłady. Nadto użytkownik musi znacznie dłużej czekać i jeszcze nie bardzo wie, co ma z tym mikrofilmem zrobić (czarno-białym zresztą). A tu raz, dwa, trzy - i wszyscy są zadowoleni.
Właściwie na te cele wystarcza głupia cyfrówka za kilka stów.
Dlatego też uważam, że ceny dla genealogów powinny być niższe niż są. Jeszcze na tym zyskamy i finansowo i prestiżowo. Nie muszę się chyba rozwodzić nad reakcją osób, które słyszą, ile miałyby zapłacić za kilka odbitek związanych z jakimś ich przodkiem. Najczęściej zresztą rezygnują lub znacznie ograniczają zamówienie :(
kocibrzuch:
--- Cytat: "Kazimierz Schmidt" ---
Odnosząc się do cennika: jeśli za kopię (jednej strony?) chcemy 2 zł to rozumiem, że na owe 2 zł składa się chyba głównie przygotowanie materiału do sfotografowania... Bo przecież nie sama "obróbka"? A może amortyzacja aparatu?
--- Koniec cytatu ---
Dokładnie 2 zł - tyle płaci u nas (Kraków) korzystający za 1 kopię. Zniżka 60% dla 20 kopii w ciągu roku. Ikonografia 20 zł.
Nawiasem mówiąc w Czechach korzystający może pstrykać sobie cyfrówką w czytelni, ile wlezie, za darmochę. Nie musi płacić za to 20 zł za kopię (i to jedynie za pozwoleniem dyrektora).
Jest to przy tym jakaś też forma zabezpieczenia dokumentu. Jeśli takowy zaginie lub zniszczeje itp. (co nie daj Boże), można się odwołać do danej osoby z prośbą o przesłanie fotografii. Można też od razu zażyczyć sobie od niego/jej skopiowanie wszystkich zrobionych zdjątek, co prawda zapewne różnej jakości, ale jednak.
Czech potrafi!
Co Wy na to?
kocibrzuch:
Nota bene, w Bibliotece Czartoryskich także można fotografować za darmo rękopisy, byleby bez flasha.
Konieczna jest uprzednia zgoda dyrekcji, ale jest to właściwie wyłącznie formalność.
Rozumiem, że w naszym przypadku konieczność wniesienia opłaty 20 zł wywodzi się jescze z czasów, gdy cyfrówek nie było i robienie zdjęć własnym sprzętem wiązało się z technicznym zamieszaniem, między innymi przyczynami. Przy obecnej bezszkodliwości techniki cyfrowej i "wpisanym w program" szerokim dostępem do akt, należałoby jednak pójść za innymi, przynajmniej jeśli chodzi o akta o znaczeniu już tylko historycznym? Chyba że tak zadrośnie chcemy strzec źródła dochodu, zwłaszcza w odniesieniu do genealogów?
[głos wołającego na pustyni?] :roll:
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej