Ciekawe wątki archiwalne w książce Andrzeja Ziemiańskiego "Ucieczka z Twierdzy Breslau"
Primo - nie wszyscy archiwiści (i archiwistki) to nieatrakcyjne wizualnie osobniki:
Dobrze znał drogę do archiwum, ale jeszcze lepiej jedną z archiwistek, śliczną Ritę Menzel, o której względy zabiegał od dawna.
Secundo - archiwum jest bardzo nowoczesne (archiwum policji kryminalnej Kripo, Wrocław, rok 1944):
Uruchomiła supernowoczesne amerykańskie urządzenie do dziurkowania kart. Jankesi, a konkretnie firma IBM, sprzedali je Niemcom tuż przed wojną, właśnie w Breslau. Służyło do ewidencjonowania Żydów przeznaczonych do rozwałki. Ale świetnie nadawało się też do celów archiwalnych. HOLMES - wystukała na klawiaturze. Coś zaszumiało i zaterkotało. Po chwili dziewczyna miała już w ręku perforowaną kartę. Podeszła do innego urządzenia i wsunęła kartę do czytnika. Terkot rozległ się dużo głośniejszy, a urządzenie wypluło fiszkę z nadrukiem. Rita zniknęła pomiędzy półkami pełnymi opasłych akt. Wróciła po niespełna minucie z teczką.
Tertio - niestety zawsze znajdzie się jakiś dyletant, który będzie narzekał i psuł wspaniały obraz pracy archiwum:
Ledwie zdążyłem, panie poruczniku - chłopak wyjmował z torby akta. - Bo tam w tej papierni - tak nazywał dział akt - to już wszyscy kończą kawkę i do domu idą.