Piękna polemika.
Ale schodząc na ziemię zastanówmy się najpierw PO CO istnieje współczesna instytucja publiczna (każda) na działalność której łożą obywatele, którzy zorganizowali państwo? Czyż nie po to żeby realizować zadania dla których została powołana? Jeśli sprawniej (szybciej, taniej, skuteczniej) będzie to realizować skanując WSPÓŁCZESNE pisma doń przychodzące i wyrzucając papier (do recyklingu oczywiście), to nie widzę powodu dlaczego miałaby tego nie robić. Czy tylko dlatego nie należy na to zezwalać bo za 300 lat ktoś może chcieć np. zapoznać się z raportem NIK dotyczącym działalności instytucji X, ale koniecznie na papierze?
I tu trochę z innej beczki ale "bardzo apropo", jak się okaże dalej.
Aby pokazać jak nam idzie informatyzacja dorzucę jeszcze cytat z postanowienia NSA I OZ 673/08, z 10 września 2008 (na postawie LEXa - zob. LEX nr 460225)
1. W postępowaniu sądowoadministracyjnym Sąd nie jest zobowiązany do posługiwania się w korespondencji elektronicznej certyfikatami, o których mowa w ustawie o podpisie elektronicznym.
2. Dla skuteczności pisma wnoszonego przez stronę drogą elektroniczną konieczne jest późniejsze opatrzenie go własnoręcznym podpisem, bowiem tylko taki podpis spełnia wymagania wynikające z art. 46 § 1 pkt 4 p.p.s.a."
Warto zobaczyć sentencję tego postanowienia NSA, w której sąd udowadnia że "podpis strony albo jej przedstawiciela ustawowego lub pełnomocnika" (taki dokładnie wymóg jest w art. 46 46 § 1 pkt 4 p.p.s.a.) oznacza podpis własnoręczny na papierze.
Oczywiście po jego pełną treść odsyłam do LEXa - bo prawo autorskie do bazy danych, albo do NSA - do którego oczywiście należy zwrócić się na papierze.
Nie ma co komentować postanowień sądu - więc należy przyjąć, że
Roma locuta - causa finita .
A jeśli tak, to nasuwa się jednak bardzo poważne pytanie: to po co w ogóle ustawa o podpisie elektronicznym gdzie zrównano podpis elektroniczny z kwalifikowanym certyfikatem z podpisem własnoręcznym (w "drodze" jest nowa ustawa o podpisach elektronicznych), po co poważne środki wydawane na informatyzację państwa itd. jeśli potem i tak trzeba będzie podpisać papier wydrukowany w celu "uzupełnienie braków formalnych"? Rozsądnie patrząc nikt nie będzie więc w ten sposób z sądem się komunikował. Wysłanie listu poleconego będzie bowiem wymagało mniej zachodu niż przekazanie wniosku na elektroniczną skrzynkę podawczą, a potem "uzupełnienie braków" czyli albo udanie się do sądu, albo ... wysłanie poleconego.
Dlaczego w ogóle o tym piszę wątku o NIK-u drukującym elektroniczne wnioski?
Proszę zwrócić uwagę, że NIK jest i tak dużo nowocześniejszy bo ma w swojej IK choć procedurę obsługi złożonego doń elektronicznego wniosku (czyli sporządzenia kopii papierowej) i włączenia tego do akt. Zwyczajnie dostrzega tę drogę, choć nie ma jeszcze środków na pełną obsługę elektroniczną. Ale nie każe ganiać składającemu podpisywać papier w celu uzupełnienia braków.