Głośne motto słyszane od 10 lat w archiwach i bibliotekach warszawskich "Digitalizacja zasobu".
Ja nie widzę programu w praktyce. Pracowałem w archiwum historycznym i średnio co trzy lata był zmieniany program do tej "digitalizacji". Najsmutniejszym w tym wszystkim jest cenzura opisu doboru słów na dany temat oraz ustalenie wspólnego zdania przez grono historyków i innych ekspertów. Wiem jedno w tym archiwum
praca jest zapewniona na 50 lat.
Inny temat. Naoglądałem się chyba za dużo filmów amerykańskich, jakoby człowiek z ulicy mógł wejść do biblioteki i przejrzeć prasę w czytelni na różne tematy, z różnych lat na ekranie monitora. Mając dużo czasu, zrobiłem sobie wycieczkę po Warszawie. Zacząłem od Biblioteki Narodowej i ku mojemu zdziwieniu już w Informacji dowiedziałem się, że nie mają ani jednego komputera, a prasę to mogą mi przywieść na wózku. Zostałem odesłany do Biblioteki Uniwersyteckiej. Na BUW-ie, nie wspominając, że zaparkować nie ma gdzie, piękny widok rzuca się w samym wejściu. Z jednej strony ochroniarz, z drugiej strony weź sesje w Playboyu. Oczywiście natychmiast dostałem w wejściu kopa w d...
. Brak karty wejściowej, którą zamawia się przez internet.
Więc co jeszcze pozostało. Ah, no tak, w tym roku nagłośniona cyfrowa biblioteka WUM, otwarta przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Tak, byłem. Czysto, schludnie, nowoczesne komputery (szybkie, nie zawieszają się, internet śmiga, dwa systemy operacyjne Win i Mac). No, prawie wszystko jest, ale tylko i wyłącznie zasób w tematyce medycznej, co zresztą jest zrozumiałe.
Mam pytanie do forumowiczów, a jak jest w innych miastach, bo czasem na prowincji jest lepiej niż w stolicy.
Pozdrawiam