Kontynuując herezję...
Jeżeli założymy (przynajmniej na chwilę), że definicja j.a. wyartykułowana przeze mnie wszystkim odpowiada to:
? Na półkach w magazynach leżą j.a. (twory realne), a nie j.inw. (twory nierealne, wirtualne) i dlatego to liczba j.a. wyraża rozmiar zasobu (z dodaniem mb., które służą li tylko do ułatwienia zarządzania powierzchnią magazynową).
? Album jako całość jest j.a., a zdjęcia w nim zawarte to dokumenty/obiekty (które możemy opisywać jak samodzielne fotografie-j.a.), analogicznie do np. jednej fotografii znajdującej się w j.a. dokum. aktowej, która jest obiektem, a nie j.a.;
? Kwestia logiki w sprawozdaniach statystycznych to odrębny temat-rzeka. Ale o ile lepiej brzmi kiedy w sprawozdaniu podamy, że opracowaliśmy i opisaliśmy 100 pojedynczych fotografii, czyli 100 j.a., niż 1 temat będący j.inw. składającą się ze 100 fotografii (o których śladu w sprawozdaniu nie ma). A poza tym sens komputerowego gromadzenia danych polega na tym, że statystyki uzyskujemy automatycznie, a nie na piechotę, dzieląc które to są j.a. a które j.inw.
? J.inw. stanowi wyłącznie pozycję w danym środku informacyjnym, ale ewidencyjnym już nie i może wyrażać co najwyżej wielkość (czytaj: obszerność, długość) danego środka informacyjnego oraz służyć do uszczuplonej prezentacji danych.
Abstrahuję tutaj od sensowności pojęcia jednostka inwentarzowa, które raczej powinno brzmieć pozycja inwentarzowa (w środku informacyjnym).
A w ogóle najlepiej by było, gdyby faktycznie j.a. odpowiadała j.inw.! Pytanie tylko, czy jest to utopia?
P.S.
W sprawie Protokołów sesji Gromadzkiej Rady Narodowej z roku X składających się z 4 tomów opisywanych pieczołowicie każdy oddzielnie, pozwoliłem sobie na małą prowokację. Oczywiście w pomocy ewidencyjnej każdy z tomów opisany jest samodzielnie, bo posiada własną, niepowtarzalną sygnaturę, ale już w pomocy informacyjnej opisywanie każdego z tomów oddzielnie mogłoby nie być konieczne.