Pochwaliłem, to teraz się poprzypieprzam. Zakładam zresztą że założeniem p. Choniawki było określenie ram problemu i wywołanie dyskusji. Tekst jest dość długi i naszpikowany trudnymi słowami
ale warto przezeń przebrnąć.
Cel wydaje się być jasny i oczywisty - taki stan ewidencji zasobu archiwów, by każdy mógł przy pomocy ogólnie dostępnych środków ewidencji znaleźć pożądaną informację czy akta w tych archiwach przechowywane. Jednak takie rozważania nt. klasyfikacji akt wydają mi się jednak zbyt niejasne i zbyt ogólne - archiwista potrzebuje jasnych i czytelnych wytycznych przy porządkowaniu czy indeksowaniu akt. Heurystyka, koherencja, teoria klasyfikacji, kryteria podziału, metajęzyk, retrokonwersja i prawidła logiki ... nie mieszajmy logiki ani innych trudnych i obcych słów do archiwistyki
A bardziej poważnie - wydaje mi się że warto wyraźnie oddzielić, przynajmniej formalnie, problem ułomności środków ewidencji archiwów od ich publikowania w internecie. Szkoda, że fakt wyjątkowo istotny, tj. zapoczątkowanie publikowania w internecie tej ewidencji - mimo jej wad - ale potraktowany jako punkt wyjścia do wszelkich następnych działań, nie został w tym tekście mocniej podkreślony.
Nie wiem również czemu autor spycha do przypisu przywołanie rozporządzenia o Polskiej Klasyfikacji Działalności - może właśnie wokół niego warto budować dyskusję o systemie klasyfikacji akt w archiwach?
Opis fizyczny jednostek archiwalnych jest trudny (ale nie skomplikowany) właśnie przez brak jednoznacznych kryteriów.
Błędne czy niepełne nazwy zespołów to "wypadki przy pracy" a nie grzech pierworodny systemu.
Ostatecznie również nieważne jest jakie klasy i podklasy stosujemy, byle był znany nam ich zamknięty katalog, i byle informacje w bazie były temu katalogowi konsekwentnie przyporządkowane.
Co do niekonsekwencji klasyfikacyjnych dot. akt toap z l. 1950-1975 - chybiony jest przykład rzekomo słusznego rozróżnienia na "ciała ustawodawcze" i organy wykonawcze. Jakie ciała ustawodawcze? Fikcja samorządu i tyle. Zresztą zespoły akt tego okresu biorą nazwy od urzędów a nie gremiów (rad narodowych) czy jednoosobowych organów (wojewodów, prezydentów, przewodniczących). Czym innym zresztą były formalnie wojewódzkie rady narodowe, prezydia wojewódzkich rad narodowych i ich wydziały w roku 1950, czym innym po roku 1958, a jeszcze czym innym w roku 1973. W praktyce sprowadzało się to jedynie do zmiany tytulatury oraz rozmywania kompetencji i odpowiedzialności przy jednoczesnym umacnianiu zależności od "centrali" i partii, a "ustawodawczość" sprowadzała się często do powielania i przesyłania do powiatów ich wytycznych. Paradoksalnie jednak struktura akt odzwierciedlająca strukturę urzędów obsługujących te gremia i organy (mimo zmienności tejże struktury) jest obecnie jedynym w miarę pewnym punktem odniesienia przy przeszukiwaniu tych akt - bo ma oparcie w statutach organizacyjnych tych urzędów i wykazach akt. Ponadto przy uwzględnieniu kiepskiej kultury kancelaryjnej tych jednostek i kiepskiej jakości wykazów akt przyporządkowanie teczki "Sprawy różne" danej komórce może być póki co jedyną wskazówką co do zawartości takiej teczki.
Co do żargonu archiwistyki - owe branże wywodzą się raczej z niegdysiejszych przepisów, albo norm (branżowych a nie krajowych czyli polskich) właśnie ... Dla archiwisty i współczesnego kancelisty znak teczki i sygnatura archiwalna nie mogą być synonimami ... po to je rozróżniono (może sztucznie ale słusznie) by oznaczały właśnie coś odrębnego ...
Znak teczki jest pojęciem kancelaryjnym, jeśli archiwista je ignoruje, to tym gorzej dla archiwisty ...
Tworzenie tytułów teczek na podstawie wykazu akt to nic innego jak właśnie próba stworzenia skutecznego systemu informacyjno-wyszukiwawczego, i to jeszcze w najlepszy z możliwych sposobów - czyli na przedpolu archiwalnym. Przy całej niedoskonałości jrwa to całe tworzenie serii i podserii to tylko wtórna praca. Przy nowych narzędziach wyszukiwania nie warto się w tę pracę bawić. Celem powinno być właśnie wewnętrzne zindeksowanie jednostek, ale zgoda że niekoniecznie rozumiane jako żmudna praca archiwisty.
Natomiast nie jest istotą problemu powstającej dopiero dokumentacji stan kwalifikacji archiwistów zakładowych - ale kwalifikacje samych twórców dokumentacji - i kto tego nie rozumie ten gapa
.